Dwa tygodnie temu zaczęłam pracę w ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych Obra Dom Orione.
To był dla mnie bardzo intensywny czas pełen pracy, zapamiętywania nowych
twarzy, imion, nazw, poznawania zasad funkcjonowania ośrodka i życia tutejszych
ludzi. Na temat mojego wolontariatu na pewno opowiem szczegółowo w jednym z
kolejnych wpisów, natomiast dzisiaj chciałabym przybliżyć temat lokalnych
środków transportu. Mozambik jest jednym z 14 państw afrykańskich, w których
obowiązuje ruch lewostronny. Na początku wydawało mi się, że będzie ciężko się
przestawić z ruchu prawostronnego, ale tak naprawdę to kwestia kilku dni-
problem znika dość szybko. Chociaż prawda jest taka, że przechodząc przez ulicę
nadal rozglądam się w odwrotnym kierunku, a potem upewniam się jeszcze kilka
razy, czy aby na pewno żaden rozpędzony samochód nie ma zamiaru mnie zaskoczyć.
Swoją drogą, mówią, że auta są tutaj bardzo tanie. Nigdy jednak nie wypytywałam
o szczegóły, bo tematy motoryzacyjne to jedna z ostatnich rzeczy, które są w
stanie wzbudzić moje zainteresowanie.
Dla mnie samochody są małe i duże. Stare i nowe. Czerwone i srebrne. Prawo jazdy zdałam za czwartym razem, a mój tata jeździ niebieskim volkswagenem. Wystarczy.
Dla mnie samochody są małe i duże. Stare i nowe. Czerwone i srebrne. Prawo jazdy zdałam za czwartym razem, a mój tata jeździ niebieskim volkswagenem. Wystarczy.
Aby dostać się do centrum Dom Orione, codziennie rano muszę złapać dois chapas (dwie chapy- lokalne busiki) z
przystanku Agro Alfa- całe szczęście mieszkam zaraz obok.
zdjęcie zrobione z naszego balkonu
Żeby zdążyć na godz. 8:00 do pracy, z domu
muszę wyjechać ok. 7:10- biorąc pod uwagę przesiadkę. Najczęściej przebiega ona
bezproblemowo, ale tak naprawdę, poruszając się chapami nigdy nie jesteś w
stanie wszystkiego przewidzieć..
CHAPA (dosł. blacha)
Wbrew pozorom osobą, która rządzi chapą
wcale nie jest kierowca. Tutaj najważniejszy jest cobrador, czyli chłopak, który pobiera
opłatę za przejazd. To on decyduje o tym, kto może wsiąść do chapy i kiedy ma
się ona zatrzymać.
godz. 7:16
Widzę nadjeżdżającą chapę z czerwonym
paskiem i jeszcze zanim bus się zatrzymuje, otwierają się drzwi i słyszę
donośny głos cobradora: "Escalene,
escalene! Escalene, escalene!". Super! Nigdy nie muszę długo czekać. Na
dworzec Escalene co chwilę coś jeździ i o godz. 7 rano nie ma takiego
tłoku jak w stronę miasta. Najgorsze jest tylko to przepychanie się i ciągłe
przesiadanie. Cobrador wyskakuje z chapy, żeby przepuścić
wysiadających i ponaglającym gestem każe wsiadać następnym podróżującym.
Niestety nie załapuję się na miejsce przy oknie- zostaję na ruchomym siedzeniu,
co oznacza, że za każdym razem, kiedy ktoś z tyłu będzie wysiadał, ja również
będę musiała wstać, złożyć siedzenie, wysiąść, a potem wrócić do środka i
znaleźć sobie nowe miejsce. Jest to dość niekomfortowe, bo w chapach jest
bardzo mało miejsca- sufit czasami jest tak nisko, że nawet w pozycji siedzącej
muszę schylać głowę.
godz. 7:26
Przy wychodzeniu z chapy płacę 10mt (ok. 1 zł), wyciągam rękę i czekam
cierpliwie na swoje 3mt. Niektórzy cobradorzy lubią naciągać białych i
"zapominać" o wydaniu reszty, mnie się jednak jeszcze nigdy to nie
przytrafiło. Teraz muszę znaleźć chapy odjeżdżające w stronę T3. Na dworcu jest
mnóstwo ludzi i pełno busów. Co trzecia osoba coś sprzedaje- mężczyźni w
żółtych kamizelkach doładowania do telefonu, kobiety smażone rogaliki, ciastka
z wiórkami kokosowymi, inni stoją z długimi kijami z otworami, w które
powkładane są kolorowe lakiery do paznokci. Wcześniej myślałam, że po prostu je
sprzedają, jednak po jakimś czasie zorientowałam się, że klientki płacą
chłopcom za jednorazowy manicure. Kobiety czekające na swój transport
rozsiadają się na ławeczkach, wybierają kolor, a chłopcy szybko wykonują
usługę.
godz. 7:30
"Siadaj z przodu!" woła cobrador i otwiera mi drzwi. Przez pierwsze dni
nie korzystałam z propozycji siadania koło kierowcy- nie chciałam żeby inni
pomyśleli, że czuję się w jakiś sposób lepsza od tych, którzy muszą tłoczyć się
z tyłu. Z czasem zauważyłam, że jak tylko nadarzy się okazja to każdy tam
siada. Więc ja też skorzystam! Podróż trwa od 30 do 40 minut (w zależności od
ilości osób wysiadających i wsiadających po drodze oraz od engarrafamento [port. korek]), ale przy otwartym
oknie, orzeźwiającym wietrze i muzyce droga mija dość szybko.
filmik nakręcony w prawie pustej chapie
Pewnego razu siedzący obok mnie chłopak zaczął do mnie zagadywać i
tak od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać na tematy wszelakie. Opowiadał o
swoich studiach, o tym, że kończy filozofię, że ma dwie siostry, że jest z
Inhambane, i że teraz jedzie do miasta zapłacić rachunki. Oczywiście, wypytywał
też o to, co robię w Mozambiku, jakie jest życie w Polsce, czy zdążyłam już
zatęsknić za bliskimi. W pewnym momencie, chłopak zaczyna nerwowo grzebać w
kieszeniach i mówi, że używa dwóch plecaków- jeden ma na uczelnię, a drugi do
miasta i wygląda na to, że pomylił plecaki i nie wziął portfela. No i jak
zapłaci za chapę!
Zrobiło mi się ciepło, poczerwieniałam na
twarzy i myślę sobie: "O, gagatku! No wiesz co! Nie ze mną te numery! Od
początku knułeś, chciałeś żebym Ci pieniądze dała! Że niby wszyscy biali to na
banknotach śpią! Zapomnij!". Po chwili jednak, widząc jego zdenerwowaną
minę i spocone dłonie, uznałam, że jak trzeba będzie to zapłacę, bo przecież 70
groszy mnie nie zbawi, a rozmawialiśmy całą podróż no i głupio tak chłopaka
zostawić.
Mimo tego, że tak mnie wykorzystać chciał,
podstępny jeden!
Zamilkłam. Czekam na rozwój wypadków. Mija
pół minuty, chłopak wyciąga z tylniej kieszeni pognieciony banknot i uśmiecha
się szeroko. "Mam!" woła, po czym krzyczy "paragem!"
[port. przystanek!]. Chapa się zatrzymuje- ja też mam wychodzić, więc szukam
portfela.
Chłopak przytrzymuje moją rękę i mówi:
"Ja zapłacę za Ciebie. Nie mam wiele, ale na to mnie stać. Pozwól mi
zapłacić, proszę.."
Rumienię się ze wstydu i dziękuję. Po
chwili chłopak znika w tłumie, a ja zostaję na dworcu z różnymi myślami
kłębiącymi się w mojej głowie.
jeszcze bardziej zatłoczona chapa
MY LOVE
My love to
odkryta ciężarówka, zamiennik chapy. Ma swoje plusy i minusy. W słoneczny dzień
można ładnie się opalić, a podczas gorąca wiatr skutecznie ochładza rozpalone
ciało i nie musimy się martwić o przepoconą koszulkę. Dużym minusem jest brak
wygody i przede wszystkim- bezpieczeństwa. Na zdjęciu widzicie prawie puste my love, jednak podczas godzin szczytu
potrafią one być tak zapełnione, że ludzie stoją nieruchomo nie będąc w stanie
poruszyć palcem u nogi. No, ale właśnie- dlaczego my love? To proste. Podczas jazdy takim
środkiem transportu musimy wyzbyć się dystansu i polegać na sobie wzajemnie.
Wstrząsy są tak duże, że gdyby nie przytrzymać się osoby siedzącej/stojącej
obok, to od razu wypadłoby się z samochodu. Barierka jest bardzo wąska i wpija
się w siedzenie. Podczas mojej pierwszej drogi w my love inni podróżujący zauważyli
moje lekkie zdenerwowanie kiedy próbowałam zachować równowagę przy kolejnej
dziurze i zapytali czy się boję, po czym jeden pan zaczął opowiadać historię,
jak to tydzień temu jedna staruszka wypadła i się cała połamała.
Ostatni ze środków transportu, który chciałabym Wam pokazać
jest CHOPELA - tańsza
alternatywa taksówki (w Mozambiku jeszcze nie miałam okazji przetestować, ale z
boliwijskiego doświadczenia odradzam przewóz jajek oraz większej ilości zakupów
- tak, raz wpadłyśmy z Kurczakiem na pomysł, żeby wracać tym środkiem
transportu obładowane milionem siatek i potem trzeba było łapać uciekające
rolki papieru toaletowego, jajka, pomarańcze i jeszcze na dodatek uważać żeby
samemu nie wypaść).
_________________________________________________________
Kilka osób poprosiło mnie o zamieszczenie
mojego adresu pocztowego:
Magdalena Kuranda
Ajude
Rua da Mesquita 222,
Flat 15, P.O. Box 177, Maputo
MOÇAMBIQUE
Podobno (doświadczenie poprzednich
wolontariuszek) listy i paczki z Mozambiku do Europy dochodzą w 4 miesiące, a
te wysłane z Europy do Afryki czasami docierają nawet w 2!
A czasami.. Nie docierają w ogóle
:-).
Pozdrawiam,
M.